Chyba dla nikogo czytającego tego bloga nie jest nowością, że Justyna … zresztą sami poczytajcie. To praca konkursowa, za którą otrzymała wyróżnienie.
http://www.trzezwyumysl.pl/2018/08/wyniki-konkursow-autoportret-i-napisz-do-nas-list-lista-laureatow/
Ja i mój autoportret.
Mam na imię Justyna. Urodziłam się 23 listopada 2006 roku. Mama mówi, że poród przebiegał w expresowym tempie.
Już w pierwszych tygodniach życia widać było, że jestem wyjątkowa. Niektóre, nakarmione i przewinięte dzieci słodko usypiały, a ja byłam inna. Całą dobę chciałam trzymać w buzi maminą pierś albo latać pod sufitem w ramionach taty, nie pozwalałam mamie wyjść nawet do toalety, nie mówiąc już o spokojnym zjedzeniu obiadu czy zrobieniu zakupów. I w zasadzie teraz wiem, że nie było na to rady. Dlaczego? Dlatego, że urodziłam się z określonymi i wyjątkowymi cechami. Kiedy skończyłam 14 miesięcy, stanęłam na nóżkach i mogłam samodzielnie dotrzeć dokąd tylko chciałam. Odkryłam również, że moja buzia nie służy tylko do jedzenia smakołyków, okazało się, że kiedy otworzę usta, potrafię powiedzieć: mama, dada, kaka, baba i co ciekawe, wszyscy się cieszyli jakby Amerykę odkryli.
Z każdym dniem odkrywałam coś nowego, otaczający świat był taki ciekawy, kolorowy. Byłam bardzo pogodną i wesołą dziewczynką do czasu, kiedy wszystko zaczęło blaknąć, tracić intensywność, zupełnie nie rozumiałam, co się ze mną działo. Słowa, których do tej pory się nauczyłam, nagle straciły sens. Otwierałam usta jak dawniej, ale wydobywał się z nich tylko niezrozumiały dla nikogo bełkot. Przerażały mnie ostre dźwięki, każdy, nawet najczulszy dotyk mamy, sprawiał mi ból. Nie potrafiłam się bawić jak inne dzieci, czas spędzałam na chowaniu się w szafie i choć zupełnie nie wiem czemu, ale machanie rączkami i kręcenie się w kółko sprawiało, że czułam się bezpiecznie.
Szukałam sposobów na komunikację z rodziną, ale trudno było przebić się przez szybę, która dzieliła nasze światy. Przestałam reagować na swoje imię, zachowywałam się tak, jakbym nikogo nie słyszała. Unikałam kontaktu wzrokowego. Na każdą próbę zburzenia dzielącego nas muru reagowałam przeraźliwym krzykiem i płaczem. Tak bardzo pragnęłam kontaktu z rodziną, ale zupełnie nie potrafiłam zmierzyć się z tym, co nas podzieliło. Moja mama postanowiła wypowiedzieć wojnę temu, co nas rozdzieliło. Zabrała mnie do takiej pani, która pomagała dzieciom podobnym do mnie, czyli wyjątkowym. I tak w kwietniu 2011 roku zostałam zdiagnozowana jako dziecko autystyczne. Okazało się, że to właśnie towarzyszący mi autyzm postawił barierę między mną a moimi najbliższymi. To on nie pozwalał mi znaleźć i użyć moich własnych słów wtedy, gdy tego chciałam. To on spowodował, że traciłam czasem poczucie własnego „Ja” i byłam przytłoczona obecnością innych, że nie mogłam odnaleźć samej siebie.
Dzisiaj mam już 11 lat i jestem uczennicą klasy V Szkoły Podstawowej w Krzyżanowicach. Wyglądam na zdrową, zielonooką z długimi ciemny blond włosami, uśmiechniętą nastolatkę. Niestety, prawda jest zupełnie inna, wciąż „ktoś” mi towarzyszy. Dzięki ciężkiej – mam już za sobą ponad 3800 godz indywidualnej terapii – pracy, wysiłkowi wielu wspaniałych ludzi, których spotkałam i spotykam na swojej drodze, krok po kroku próbuję przełamać własne słabości i oswoić towarzyszącego mi „kolegę”. Od jakiegoś czasu szukałam pomysłu na siebie. Wszystko wskazuje, że znalazłam go w Stajni Olimpic w rodzinnej miejscowości. Uczę się tam jazdy konnej. Moim partnerem w jeździe jest 10 letni wałach – Debiut. Jeździectwo uczy mnie odwagi, podejmowania wyzwań, mierzenia się z własnymi marzeniami i nieodpuszczania, kiedy pojawiają się trudności. Po diagnozie autyzmu, moim narzędziem do codziennej komunikacji z mamą, starszą siostrą stały się piktogramy. To takie czarno – białe obrazki. Na nich miałam nauczyć się mowy werbalnej, jednak nie do końca się to udało. Chociaż bardzo chciałam móc mówić, wciąż coś mnie od środka blokowało. Tak było do czasu, kiedy w domu pojawiła się mała biała kluseczka – Bari Valley of Love czyli Bari z Doliny Miłości. Baruś to piesek, maltańczyk, pokochałam go od pierwszego wejrzenia. To właśnie on sprawił, że kiedy otwierałam buzię, potrafiłam głośno wypowiadać słowa. Baruś, nieświadomy tego, stał się moim terapeutą. Stałam się także jedną z bohaterek książki wydanej przez mamę niepełnosprawnego Franka „Duże sprawy w małych głowach”. To książka opowiadająca dzieciom, czym jest niepełnosprawność. Książka pokazująca, że niepełnosprawność to inne odczuwanie, postrzeganie, a czasem także inne rozumienie świata. Uwielbiam marzyć i wierzyć w to, że istnieje na tym świecie dobro i sprawiedliwość. Moim marzeniem jest wydanie własnej książki opisującej moje życie z autyzmem. Jestem bardzo grzeczną /no czasami się zdarza, że kolega autyzm wygrywa z tą grzecznością/ córką, uczynną młodszą siostrą, systematyczną uczennicą i bardzo skromną nastolatką. Moją zaletą jest punktualność, co bardzo ułatwia mi życie. Staram się również być uczynna i pomagać innym. Jestem konsekwentna i uparta w dążeniu do celu. Kiedy na czymś bardzo mi zależy, długo myślę, jak to zdobyć, a potem po kolei wszystko realizuję. Z moimi zdolnościami jest różnie, ciągle jakieś odkrywam.
Jestem, jaka jestem i czuję się dumna z tego, że nie ma takiej drugiej osoby jak ja. Będę zawsze dążyć do celu i wierzę w to, że uda mi się osiągnąć sukces.
Dodaj komentarz